Witajcie drodzy czytelnicy naszego bloga. Artykuł, którego lekturę właśnie rozpoczynacie jest wstępem do naszego nowego cyklu zatytułowanego „Zegarmistrz”. Będzie to opowiadanie, zbiór kilku rozdziałów powstałych z czystej fascynacji branżą zegarkową. Jak zapewne każdy może się domyśleć jest to nasza praca, która po prostu potrafi sprawiać przyjemność - w końcu codziennie obracamy się pomiędzy setkami przeróżnych modeli zegarków, wyrabiamy swoje własne opinie o nich i staramy się pomagać klientom dobrą radą kiedy trzeba. Aby było to możliwe, stale musimy pogłębiać naszą wiedzę w tym zakresie, a to właśnie stało się podstawą do pomysłu o stworzeniu serii opowiadań, czysto fikcyjnej historii, która powiązana będzie właśnie z czasomierzami. Gdzieniegdzie pojawią się wzmianki o markach które oferujemy, lecz jednak mamy na względzie fakt, iż dobra opowieść to dobra fabuła. Postaramy się więc podjąć to wyzwanie…
To był zwykły, październikowy dzień. Pogoda na zewnątrz nie napawała jednak entuzjazmem, deszcz zacinał gwałtownie od samego rana. Przy ulicy Blaszanej w małej miejscowości Wrońce od wielu lat znajdował się niewielki zakład zegarmistrzowski. Stanowił on część starej, poniszczałej dwupiętrowej kamienicy. W środku znajdowało się niewielkie pomieszczenie przeznaczone dla klientów zakładu, stara drewniana, przeszklona lada oraz kilka popękanych i okurzonych szaf, w których rozmieszczone były tanie czasomierze przeznaczone do sprzedaży. Na podłodze natomiast od samego wejścia rzucał się w oczy wytarty i podziurawiony gumolit, a lampy oświetlające wnętrze dawały iście paskudną barwę żółtego światła. W pomieszczeniu obok, które osłonięte było jedynie szarym i pobrudzonym prześcieradłem umieszczonym na drewnianym karniszu siedział starszy mężczyzna. Zegarmistrz dłubał w spokoju krótkim dłutkiem w kopercie bliżej nieznanego czasomierza, zapewne należącego do któregoś z klientów.
Brzdęk dzwonka przywieszonego nad leciwymi dębowymi drzwiami zakładu rozległ się w całym lokalu. Zegarmistrz powoli podniósł się z krzesła, odłożył sprzęt, a zegarek nad którym pracował wsunął do małego drewnianego pudełka. W drodze do lady spostrzegł młodego człowieka stojącego tyłem, spoglądającego do jednej z szaf, w której znajdowały się zegarki marki Timemaster. Dźwięk padającego deszczu, uderzającego o szyby bez zbędnej subtelności zagłuszył jego kroki.
-Dzień dobry! W czym mogę Ci pomóc? Powiedział donośnym głosem mężczyzna, wytrącając tym samym młodego chłopaka, który ewidentnie skupił się na przeglądaniu towaru w szafie.
Chłopak odwrócił się frontem do lady, wyciągnął ręce z kieszeni. W jednej z nich trzymał mały nóż. Spojrzał na zegarmistrza. Z punktu widzenia obu, chwila ta trwała wieczność, zapadła wewnętrzna cisza, nawet deszcz zatrzymał swe bicie na moment.
-Wszystko co masz w kasie wkładaj do torby! Lekko zachwianym, ale dalej groźnym głosem krzyknął chłopak.
- I klucz do szafy! Dodał stanowczo, nie odwracając wzroku ani na chwilę, delikatnie przekręcając klingą noża w kierunku dziadka.
Zegarmistrz pobladł, delikatnie oparł się o ścianę znajdującą się za nim, tak jakby na moment utracił równowagę z nadmiaru emocji.
- Szybko! Krzyknął chłopak ponownie.
Mężczyzna wyjął wszystkie pieniądze z kasy, których zresztą nie była tak dużo jak zapewne mógł spodziewać się złodziej. Wsadził je drżącymi rękami do reklamówki leżącej na ladzie, po czym w zakładzie rozległ się donośny dźwięk tłuczonego szkła. Chłopak zbił w międzyczasie szybę w szafie. Ewidentnie działał w pośpiechu. Szybkim ruchem zabrał torbę z pieniędzmi, do której łapczywie zaczął wrzucać zegarki z wnętrza zniszczonej szafy, cały czas dzierżąc ostre narzędzie w swojej dłoni. Jego wzrok ciągle skierowany był na właściciela zegarkowego kramiku, co szybko okazało się błędem z jego strony. Drzwi się otworzyły, a on znalazł się na ziemi tak szybko, że dźwięk dzwonka jeszcze roznosił po zakładzie.
Mężczyzna, który w bardzo efektowny sposób obezwładnił złodzieja, okazał się być zwykłym przechodniem, który akurat w tym momencie wracał z zakupów do domu. Po drodze dostrzegł jednak to co działo się w zakładzie zegarmistrzowskim i iście po bohatersku postanowił ratować dobytek i zdrowie staruszka. Intensywnie, bez namysłu otworzył drzwi, łapiąc młodego złodziejaszka jednocześnie za kark i rękę, w której ten trzymał nóż. Gwałtownie i z całych sił powalił chłopaka na ziemię, a ten runął bezwładnie. Staruszek bardzo szybko sięgnął ciągle drżącą ręką po telefon i niezwłocznie powiadomi policję o zaistniałej sytuacji. Jako, że była to mała miejscowość, służby przybyły bardzo szybko. Chłopak starał się jeszcze uciec, kopiąc nogami w każdą możliwą stronę. Daremne były jego starania, trafił bowiem na bardzo dobrze zbudowanego oponenta, który przygwoździł go do podłogi. Zdążył jednak zniszczyć jeszcze część lady i drugą szafę stojącą z boku. Policjanci najszybciej jak mogli przejęli sprawcę niecnego procederu. Skuli chłopaka, bardzo silnie zaciskając kajdanki na jego nadgarstkach.
Gdy policjanci wyprowadzali młodzieńca, zegarmistrz spostrzegł na jego nadgarstku zegarek, zdał mu się on znajomy. Przez moment zaczął nawet o tym rozmyślać, ale jeden z policjantów szybko wybił go z lekkiego transu.
- Spiszemy z Panem jeszcze protokół, ale będzie konieczna również wizyta u nas na komisariacie.
- Dobrze. Odrzekł staruszek. Podziękował jeszcze mężczyźnie, który pomógł opanować sytuację i przystąpił do czynności formalnych wraz z przedstawicielem prawa.
Tego samego dnia, gdy tylko policja odjechała, zegarmistrz wziął starą szczotkę stojącą w rogu jego kącika do pracy, zamiótł potłuczone szkło. Pobieżnie ogarnął zakład, zgasił światło i zamknął dębowe drzwi od zewnątrz. To był dzień pełen wrażeń – pomyślał i poszedł do własnego mieszkania, które znajdowało się w tej samej kamienicy, tylko jedno wejście obok, na pierwszym piętrze. Wszedł do mało zadbanej łazienki, wziął szybki prysznic, po czym prędko przebrał się w piżamę. Usiadł na łóżku w salonie, miał już sięgać po pilot od telewizora, który stał na małym stoliczku na drugim końcu pokoju, ale szybko z tego zrezygnował. Położył się i zaczął myśleć. Przypomniał sobie wszystko co się tego dnia wydarzyło w zakładzie, aż w końcu znalazł tę myśl która nie dawała mu spokoju… zegarek na nadgarstku złodziejaszka. Nic nie mówił, cały czas dumał w skupieniu, aż w końcu dopadł go sen.
Nastał nowy dzień, słońce wyłoniło się zza szarych chmur na niebie. Staruszek obudził się, wstał i szybkim krokiem powędrował do skromnej kuchni. Otworzył lodówkę, w której jedyne co się znajdowało to mleko, kawałek sera, kostka masła i końcówka wysuszonej kiełbasy. Wyciągnął wszystko na blat, sięgnął ręko do chlebaka wyciągając dwie kromki czerstwego pieczywa. Nalał mleka do szklanki, szybko zrobił kanapki. Zjadł na stojąco popijając śniadanie zimnym mlekiem. Umył się, ubrał i wyszedł z kamienicy. Swoje kroki niezwłocznie skierował w kierunku komendy, napotykając na swej drodze bilbordy nowego centrum handlowego i drogich butików zegarkowych reklamujących takie marki jak choćby Casio, czy Citizen.
Po drodze wszyscy kiwali głowami w geście powitania w kierunku staruszka. We Wrońcach wszyscy się znali, wszak była to naprawdę mała mieścina. Wszyscy też zdążyli już dowiedzieć się co się wydarzyło wczorajszego dnia, więc nie obyło się także bez pytań o rabunek i samopoczucie. Zegarmistrz jednak starał się zbywać innych, najszybciej jak to się da, w granicach dobrego wychowania. Wszedł do komendy i od razu podszedł do dyżurnego w celu dokończenia sprawy.
- Dzień dobry Panie Włodku. Zza dyżurki wyłonił się policjant i przywitał mężczyznę.
- Witam. Smętnym głosem odpowiedział.
- Proszę wypełnić i podpisać. Powiedział policjant wyciągając plik kilku papierów dotyczących próby kradzieży z dnia poprzedniego.
Pan Włodzimierz chwilę się zamyślił po czym spytał – Czy mogę zobaczyć się z tym chłopakiem?
Policjant spojrzał na niego ze zdziwieniem, po czym odpowiedział – Jeśli ma Pan taką potrzebę, proszę za mną. Po czym wyszedł z dyżurki i zaprowadził mężczyznę do aresztu, w którym przebywał młodociany przestępca.
- Niech nas Pan na chwilę zostawi. Powiedział zegarmistrz, życzliwym głosem.
- Dobrze, ale proszę uważać. Odpowiedział funkcjonariusz i dodał – Przyjdę za dziesięć minut.
Staruszek odprowadził policjanta wzrokiem i niezwłocznie podszedł do celi, w której siedział chłopak. Ten, gdy zobaczył zegarmistrza od razu się speszył i spuścił wzrok na betonową posadzkę.
- Skąd masz ten zegarek? Zapytał Mężczyzna. Chłopak podniósł głowę, spojrzał na dziadka, nic nie odpowiedział.
- Ukradłeś go? Ten zegarek, ten co miałeś wczoraj na ręce? Dodał szybko, lekko zmieniając ton głosu na bardziej poważny i niezbyt przyjazny.
- Nie. Powiedział chłopak cicho. - Przepraszam. Dodał z zająknięciem, tak jakby żałował wczorajszego wybryku.
- Nie interesują mnie twoje przeprosiny szczeniaku. Odwarknął. - Skąd masz ten zegarek? - Zapytał ponownie, ale ciągle stanowczo.
- Został mi po ojcu. Wtrącił chłopak. - To wszystko co mam, dlatego kradnę, nie mam pieniędzy…
- Bredzisz! Pan Włodzimierz gwałtownie przerwał lament młodego. - Kłamiesz jak z nut. Dodał od razu.
- Nie kłamię. Chłopak uspokoił głos i głęboko spojrzał mężczyźnie w oczy.
- Tak? Kim był twój ojciec? W końcu padło to pytanie, ostro wypowiedziane z ust staruszka.
- Pracował kiedyś jako inżynier maszyn, w niewielkiej firmie. Odpowiedział spokojnie.
- Nazwisko? Staruszek dalej ciągnął serię pytań.
- Dzierkowski, Jan Dzierkowski. Odpowiedział chłopak po czym od razu wtrącił – Co to ma za znaczenie? Zegarmistrz zamknął na chwilę oczy, odwrócił się na pięcie i powędrował do wyjścia w kierunku holu. Chłopak założył ręce, oparł się o ścianę siedząc na wąskiej pryczy w celi. Na nic nie liczył, czekał na wiadomość od funkcjonariuszy w sprawie oskarżenia.
Staruszek nie wyszedł z budynku, porozmawiał jeszcze chwilę z dyżurnym, po czym razem powędrowali do innego pomieszczenia na komisariacie. Minęło kilkadziesiąt minut, funkcjonariusz ponownie zaprowadził Włodzimierza pod celę, w której siedział chłopak.
- Będziesz dla mnie pracował, aż odpracujesz szkody które wyrządziłeś. Dam Ci parę groszy, żebyś nie musiał, jak to mówisz kraść bo nie masz za co żyć.
- Albo co? Drwiącym głosem odrzekł złodziejaszek.
- Albo Cię oskarżą o napaść z bronią, próbę kradzieży i zniszczenie mienia. Słyszałem, że to nie pierwszy twój wybryk młody, więc tak lekko już nie będzie. Powiedział szybko z lekką nutą ironii w głosie.
- Dlaczego? Dlaczego Pan to robi dla mnie, dla kogoś kto jeszcze kilkanaście godzin temu groził Panu nożem?
- Bo może mam za dobre serce. Powiedział Włodek dodając – Zastanów się, za godzinę ktoś musi dokończyć sprzątać ten burdel coś nawyrabiał wczoraj w moim zakładzie. Jak się zgodzisz to Cię podstawią. - A jak uciekniesz to już nie będzie taryfy ulgowej, zadbamy o to. Dodał policjant z szyderczym uśmiechem na twarzy.
Policjanci wykazali się życzliwością i podwieźli Włodka wraz z chłopakiem pod same drzwi zakładu. Pan Włodzimierz wyciągnął z kieszeni stary, zaśniedziały klucz, po czym otworzył lokal. Wszedł do środka, szurając butem po szkle, którego nie zamiótł wystarczająco dokładnie poprzedniego dnia. Chłopak stał przed wejściem wpatrzony w małą ruinę, do której dołożył swoją cegiełkę.
-Wchodzisz, czy będziesz się tak gapił? Powiedział zegarmistrz, po czym odsapnął.
- Już idę. Odrzekł chłopak, wszedł do środka i dodał – Niech mi Pan powie co mam robić, posprzątam sam to co nabroiłem.
- Oj jakiś ty życzliwy. Wtrącił staruszek z poważną dawką sarkazmu w głosie.
- Bardzo Pana przepraszam. Cicho wydukał z siebie chłopak.
- Przestań, bo jeszcze Ci uwierzę. Włodzimierz odburknął nie zmieniając tonu głosu.
Chłopak złapał za szczotę, wziął przetarty lniany worek i rozpoczął porządki. Staruszek natomiast mokrą szmatą zaczął przecierać blat lady. W zakładzie rozległ się głos telefonu, zegarmistrz podniósł słuchawkę, rozmawiał dosyć nerwowo, przepraszając za opóźnienia. Odłożył słuchawkę i wrócił do porządków. Chłopak spojrzał na niego i powiedział – Przeze mnie nie wyrabia się Pan z pracą. Na prawdę posprzątam, nic nie ukradnę.
- Jakby było co kraść. Uśmiechnął się żałośnie Włodek, po czym poszedł do swojej małej pracowni, zasuwając za sobą poniszczałe prześcieradło. - Jak skończysz, to przyjdź do mnie, póki co mi nie przeszkadzaj. Dodał.
Młodzieniec szybko uporał się z bałaganem, wyniósł pozbierane śmieci, wytarł ladę. Zawołał do zegarmistrza, czy może do niego przyjść. Po twierdzącej odpowiedzi, odchylił kotarę i wszedł głębiej. Włodzimierz pracował nad tym samym zegarkiem co wczoraj, był w trakcie umiejscawiania mechanizmu automatycznego w kopercie.
- Tam masz krzesełko, weź je tutaj i usiądź. Powiedział Włodek. Chłopak zrobił co mu kazano i przyglądał się jak pomarszczone dłonie z widocznymi plamami wynikającymi z bielactwa precyzyjnie montują drobny werk.
- To dla tego klienta co dzwonił? Zapytał chłopak. Zegarmistrz tylko kiwnął głową i w skupieniu kontynuował pracę. - Muszę go dzisiaj skończyć, to dosyć drogi zegarek, a wymiana mechanizmu pozwoli zarobić kilkaset złotych. Za coś przecież muszę utrzymać to miejsce, no i kupić nowe szafy. Chłopak spuścił głowę, ewidentnie było mu szkoda mężczyzny, który jak widać nie jest majętną personą.
- Skończyłem. Powiedział zegarmistrz po dokręceniu ostatniej śrubki. - Ahhhh… dobrze, że to mechanizm Seiko, je się zawsze w miarę łatwo montuje. Dodał i odłożył zegarek ponownie do pudełka.
- Czy ja mogę o coś zapytać? Powiedział młodzieniec, lekko zmieszany. W końcu czuł się niecodziennie, nigdy jeszcze nikt nie dał mu drugiej szansy po zrobieniu takiego wybryku.
- Pytaj, ale czy odpowiem? Nie wiem.
- Dlaczego Pan mnie tam nie zostawił? Co było takie ważne? Chodzi o ten zegarek?
- I tak i nie. Chodzi też o Ciebie młody. Wstał z krzesła i podszedł do małej komody, zabrał dwie szklanki i butelkę wody gazowanej. Nalał sobie i chłopcu, po czym ponownie usiadł podając szklankę w ręce chłopaka.
- Widzisz, ten zegarek należał do mojego brata. Zatrzymał się na chwilę w zamyśleniu. - Do Janka, twojego ojca jak mniemam.
- Znał Pan mojego ojca? Ze zdziwieniem na twarzy, chłopak spojrzał na staruszka.
- Jak ty masz w ogóle na imię?
- Damian, Damian Dzierkowski. Szybko powiedział, dalej oczekując na odpowiedź na swoje pytanie.
- Włodzimierz, Włodzimierz Dzierkowski. Chłopak spojrzał gwałtownie w oczy staruszka, pobladł, nie wiedział co ma powiedzieć, w głowie pojawiło mu się nagle tysiąc różnych myśli.
Włodzimierz widząc zakłopotanie chłopaka ciągnął dalej – Twój ojciec to mój brat.
- Ale jak to? On nigdy nie wspominał…
- Nie dziwię się. Szybko wtrącił Pan Włodzimierz. - Wcale się nie dziwię, a ten zegarek na twoim nadgarstku to moje własnoręcznie wykonane dzieło. Dałem go w prezencie twojemu ojcu na jego osiemnaste urodziny.
Damian zdjął zegarek z ręki, odwrócił go deklem w swoją stronę, widział wcześniej grawerunek z napisem „Dla Janka – spełniaj marzenia”. Dostrzegł na dole podpis w postaci inicjałów „WD”. Pobladł jeszcze bardziej, zakłopotanie osiągnęło poziom krytyczny.
- Opowiem Ci wszystko, ale na spokojnie. Powiedział Włodek. - Masz się gdzie podziać? Dodał.
- Mieszkałem we Wrocławiu, w mieszkaniu koleżanki, ale nie chce tam wracać.
- Zostań tutaj, zaraz przyjdzie klient po zegarek, weź od niego sześćset pięćdziesiąt złotych, jak będzie się targował ze względu na opóźnienia opuść mu te pięćdziesiąt złotych. Z zaufaniem rzekł do Damiana. - Ja w tym czasie pójdę do sklepu po coś do jedzenia. Kolacje zjemy u mnie, pogadamy, opowiem Ci wszystko, a potem pomyślimy co robić dalej.
Ciąg dalszy nastąpi…
Krzysztof Borda
Mamy nadzieję, że nowa forma artykułu chociaż odrobinę Was zafascynowała. Jeśli jesteście ciekawi dalszych losów Włodka i Damiana zaglądajcie na naszą stronę, niebawem pojawi się druga część opowiadania. Zauważyliście też pewnie, że dość spora cześć historii oparta jest na tematyce zegarmistrzowskiej, a w samej opowieści nie raz pojawiły się na ten temat wzmianki wraz z nazwami marek. Tak będzie dalej, a zawsze na końcu będziecie mogli zobaczyć ofertę kilku czasomierzy producentów, których nazwy pojawiły się w tekście. W nagrodę za wytrwanie i czytanie naszych blogów dajemy Wam również kod rabatowy w wysokości 10% na dowolny model czasomierza z naszej oferty. Wystarczy wpisać magiczne "czytambloga" podczas składania zamówienia i gotowe! Do następnego…